29 marca, 2024

WWE Hell in a Cell 2020 – recenzja, wyniki, podsumowanie

hell in a cell 2020

Hell in a Cell 2020 było bardzo ciekawym PPV – składało się na nie zaledwie 6 walk (plus jednej na pre-show), z czego trzy odbyły się we wnętrzu tytułowej celi. Zabrakło takich gwiazd, jak Seth Rollins czy The Fiend. Mimo to gala została przyjęta w miarę ciepło, w szczególności dwie walki, z których jedna została nawet przez niektórych uznana za kandydata na walkę roku.

Roman Reigns (z Paulem Heymanem) vs Jey Uso

Przez lata WWE próbowało sprawić, żeby fani polubili Romana Reignsa, ale bez skutku. Wreszcie im się to udało… zmieniając go w heela. Storyline Reignsa w ostatnich miesiącach jest obiektem dużego zainteresowania i uważa się, że to jedna z najlepszych historii w WWE od lat. Ta konkretna walka odbywała się w celi i miała ciekawy warunek – jeśli Roman wygra, Jimmy i Jey Uso będą musieli uznać, że Roman jest prawowitym “Tribal Chiefem”, w przeciwnym razie zostaną wykluczeni z rodziny.

Jak się można było spodziewać, Roman walkę wygrał i na koniec otrzymał od starszych członków swojej rodziny honorowy wieniec. Mimo, że wszyscy wiedzieli, jak ta walka się skończy, nie obyło się bez emocji. W pewnym momencie Roman nawet zaczął płakać, pojawił się też Jimmy Uso, który przez jakiś czas był nieobecny z powodu kontuzji. Ogółem mówiąc, była to świetna, bardzo emocjonalna walka, która może nie była idealna technicznie, ale przede wszystkim pełniła ważną rolę pod względem storyline’owym i doskonale spełniła swoje zadanie – sprawiła, że Roman potwierdził swoją pozycję jednego z najlepszych heelów w WWE.

Elias vs Jeff Hardy

Nikogo raczej ta walka specjalnie nie obchodziła, więc nie ma sensu się na jej temat szczególnie rozpisywać. Elias wygrał poprzez dyskwalifikację w 7 minut i 50 sekund, ponieważ Jeff uderzył go gitarą. Ogółem mówiąc, była to raczej przeciętna, niczym niewyróżniająca się walka, która równie dobrze mogłaby odbyć się na “tygodnówce”, a nie PPV.

Otis vs The Miz

Źródło: WWE

Ta walka miała bardzo ważny warunek – jeśli Miz wygra, otrzyma kontrakt Money in The Bank, który jakiś czas temu udało się zdobyć Otisowi. WWE ewidentnie nie miało pomysłu, jak wybrnąć z posiadania kontraktu przez Otisa, który jest co najwyżej w mid-cardzie i nie ma szans, żeby rzeczywiście został championem. Ich rozwiązaniem była właśnie ta walka, którą Miz oczywiście wygrał, w związku z czym jest nowy Mr. Money in the Bank.

Sama walka nie była niczym specjalnym i trwała zaledwie nieco ponad 7 minut. Mizowi pomagał oczywiście jego tag-team partner John Morrison. Do tego miała miejsce mniej lub bardziej spodziewana zdrada – Tucker, były partner Otisa, uderzył go walizką, tym samym otwierając Mizowi drogę do zwycięstwa. Ogółem mówiąc, walka była kiepska, a jej wynik – dość przewidywalny. Dobrze jednak, że się odbyła, bo Miz jest znacznie lepszym Mr. Money in the Bank niż Otis.

Bayley vs Sasha Banks

To kolejna walka, która odbywała się w celi. Toczyła się o tytuł Smackdown Women’s Champion, który Bayley posiadała już od ponad roku, a którego Sasha nigdy dotychczas nie zdobyła. Tym razem jej się udało, a walka była naprawdę świetna i ciekawa. Po tylu latach Hell in a Cell, trudno jest zrobić jeszcze coś nowego i świeżego, ale na Hell in a Cell 2020 się to udało.

Walka była emocjonująca i nowatorska, w ciekawy sposób wykorzystano m.in. kendo sticks, które Bayley skleiła ze sobą taśmą. Obie zawodniczki pokazały się z najlepszej strony – i to nie tylko pod względem czysto wrestlingowym. Świetnym momentem było na przykład, kiedy Michael Cole powiedział, że “Bayley is enjoying this”, kiedy Bayley akurat dominowała w walce, a Bayley odkrzyknęła “I am”.

To właśnie ta walka przez niektórych nazywana jest kandydatem na walkę roku i muszę powiedzieć, że zgadzam się z tym. Osobiście nie jest to moja ulubiona walka w celi kiedykolwiek, czy nawet ulubiona walka Sashy w celi (jej walka HIAC z Becky Lynch była moim zdaniem jeszcze lepsza), ale niewątpliwie była to walka wieczoru i jedna z najlepszych walk tego roku.

Bobby Lashley vs. Slapjack

Źródło: WWE

Ciężko dużo powiedzieć o tej walce. Retribution po raz kolejny zostało upokorzone, ponieważ Bobby Lashley pokonał reprezentującego tę grupę Slapjacka (Shane’a Throne) w zaledwie nieco ponad 3 minuty. Ta walka odbyła się chyba tylko po to, żeby oglądający mieli czas na przerwę na toaletę i odetchnęli pomiędzy kolejnymi walkami w celi.

Drew McIntyre vs. Randy Orton

Źródło: WWE

Ze wszystkich trzech walk w celi na Hell in a Cell 2020 ta była zdecydowanie najbardziej tradycyjna, a przy tym najmniej ciekawa. Nic szczególnie pasjonującego się nie działo przez te ponad 30 minut, a ostatecznie Randy Orton po nieco ponad 30 minutach po raz 14 wygrał główny tytuł w WWE, WWE World Championship, za pomocą RKO.

Ewidentnie prowadzi to do walki na Wrestlemanii z powracającym Edge’m. Nie każdemu się decyzja o stracie pasa przez McIntyre’a podoba, ponieważ jest on stosunkowo popularny, co jak na babyface’a jest sporym osiągnięciem. W moim odczuciu zmiana mistrza w tej walce jest błędem – Randy Orton jest w stanie wycisnąć z siebie dobrą walkę, kiedy mu się chce, ale problem w tym, że rzadko mu się chce. Zazwyczaj kończy się tak (jak też było w tym przypadku), że walka jest nieciekawa, przeciętna i mało zaskakująca.

Podsumowanie

Hell in a Cell 2020 było na szczęście galą dość krótką, a mimo to mieliśmy aż trzy walki będące typowymi zapchajdziurami. Sasha vs Bayley i Reigns vs Jey Uso to za to walki, które na długo zapadną widzom w pamięć i których wyniki wpłyną na to, jak sytuacja będzie wyglądać w WWE przez najbliższe miesiące.

Moja ocena tego PPV to 3/5 – nie było bardzo źle, ale też zdecydowanie mogłoby być lepiej, zwłaszcza, że main event rozczarował (w moim odczuciu main eventem powinna być któraś z dwóch pozostałych walk w celi, a nie McIntyre vs Orton).

Dodaj komentarz